Neapol kryje w sobie wiele tajemnic, a co dopiero można powiedzieć o jego podziemiach? Prawie dwugodzinna wycieczka z polską przewodniczką (Ewą Górecką – serdecznie polecam!) przybliżyła nam historię Podziemnego Neapolu. Podziemia powstały z żółtego tufu neapolitańskiego po wybuchu wulkanu na Campi Flegrei.


To grecki (!) akwedukt z 5 r. p.n.e. Grecki, dokładnie, ponieważ to Grecy stworzyli pierwszy na świecie akwedukt, a Włosi tworząc kolejne tylko się inspirowali. Rzymianie w 1 r. n.e. – zbudowali dokładnie taki sam akwedukt jak grecki, z tym że był on najdłuższy na świecie. Z tego, co przedstawiła nam przewodniczka: w linii prostej mierzył ok. 97 km, a około 10 r. n.e. już blisko 140 km po połączeniu dwóch oddzielnych akweduktów.
Po wejściu do podziemi powitało nas głębokie zejście w kształcie kwadratu – zrobiło to na nas ogromne wrażenie – zarówno z góry, jak i z dołu!
Jedną z atrakcji, która towarzyszyła zwiedzaniu, było przejście przez kilka oryginalnych kunikolów łączących cysterny (ciasnych korytarzy wydrążonych w tufie) – ich szerokość z pewnością miała poniżej 20 cm i trzeba było iść bokiem, po skosie, czasem podnieść nogę, bo pojawiły się delikatne wzniesienia, a czasem schylić głowę, bo osoby, które to wydrążały, robiły to pod swój wzrost.

Jednym, a w zasadzie pięcioma słowami można określić to z pewnością: atrakcja nie z tej ziemi. Pozostałe korytarze zostały poszerzone dopiero podczas II wojny światowej.Wilgoć – okropna, ale jakoś przeżyliśmy, natomiast ciągle zastanawiam się jak przeżyli to inni, kiedyś, przez tyle czasu, bo spędzali tam nawet lata…Woda w tym akwedukcie sięgała do 4 metrów, a sam akwedukt w najwyższych punktach mierzy nawet 40 metrów!



Nie zabrakło również wspomnienia o legendarnym Pozzari (to ówczesna nazwa zawodu określająca studzienkarza), zwanym także: il Munaciello (Mały Mnich) – czyścił studnie za opłatą, a gdy jej nie było, brał z danego domu co cenne, wchodził po ciemku i się zakradał – mówiono wtedy, że z postury przypominał Małego Mnicha ze względu na swój wzrost i luźne, wygodne ubrania jak na taką pracę wypadało… Jednak, gdy zauważył, że w danym mieszkaniu jest kiepska sytuacja, czasem taką rodzinę wspomógł… Gdy mężowie chodzili do pracy, a kobiety zajmowały się domem i dziećmi, Pozzari czasem gościł tam na dłużej, a co tam robił? Można się tylko domyślać. Koniec końców i mąż, i żona byli zadowoleni, a Pozzari stawał się niewidzialny (szczególnie dla męża…).

Powstała więc ta legenda, że niewidzialny Mały Mnich sprawia tyle dobra i radości i najlepiej będzie jak w każdym mieszkaniu tenże Pozzari zagości…